Portret księcia Fiodora Aleksandrowicza Golicyna należy do ostatniego „smutnego” okresu życia i kariery słynnego mistrza. Portret przedstawia nam wygląd młodego arystokraty, syna rosyjskiego wysłannika w Rzymie, A. M. Golitsyna. Postać młodego mężczyzny przedstawionego w talii wyróżnia się na tle draperii, która ukazuje włoski krajobraz po lewej stronie: część grani przybrzeżnej z wieżą latarniową zaciemnioną nad morzem, dom pod czerwonym dachem, zakrzywione drzewo z rozłożystą zieloną koroną.
Duży format płótna, ścisłe pionowe położenie figury, intensywny kontrast dużych kolorowych plam natychmiast dają wrażenie powagi i reprezentatywności. Jednak interpretacja obrazu jest pozbawiona ceremonialnego chłodu. Młoda, blada twarz otoczona czarnymi lokami jest bardzo wyrazista. Uniesione brwi, spojrzenie z szeroko otwartymi oczami wpatrujące się w przestrzeń, senny uśmiech, lekko dotykający ust, tworzą portret romantycznie wzburzonej nuty, charakterystycznej dla najlepszych dzieł artysty.
Jeśli odsuniesz się trochę od obrazu, wydaje się, że lekki uśmiech nabiera wyrazu dumnego zadowolenia i młodzieńczego rozmachu, co częściowo jest zgodne z naturą księcia Fedora w młodości.
Ale romantyzm obrazu podkreśla tło krajobrazu: gęsty mrok nieba z wirującymi szarymi chmurami i świetlistym zielonym paskiem morza to zbliżająca się burza, spokój przed burzą. Fiodor Golicyn później dobrowolnie zerwał z Rosją, przeniósł się z prawosławia na katolicyzm. „… W języku rosyjskim nie rzucę kamienia” – zauważył Hercen – „mogą z katolicyzmem iść z rozpaczą, aż w Rosji zacznie się nowa era”. Za odmowę powrotu do ojczyzny był zaocznie pozbawiony wszystkich praw państwa, skazany na wygnanie w ciężkiej pracy. „W 1847 r. W Rzymie”, informuje dziennikarz, „pod wpływem idei wolności i odrodzenia Włoch wstąpił do milicji i brał udział w bitwach z Austriakami”.
25 czerwca 1848 r. Zmarł w Bolonii. Zginął w walce, ale według współczesnych postrzegany jako „ogromna strata”
Został uhonorowany jako bohater narodowy. W Rzymie panował o nim żar, a pogrzeb otrzymał „charakter jakiegoś triumfu”. Pozostaje tylko się dziwić, że piętnaście lat przed tym finałem życia, ukazując sennie spokojnego młodzieńca, Kiprensky zdołał ścisnąć, skoncentrować wciąż nie objawione cechy natury, dać nam poczucie duchowych mocy swojego bohatera.