Jedna z najdziwniejszych i najsmutniejszych stron biografii Paula Gauguina poświęcona jest przyjaźni z innym znanym malarzem – Vincentem Van Goghem. Spotkali się w 1886 r. I dziś trudno powiedzieć, co stanowiło podstawę do powstania przyjaznych stosunków – emocjonalne, ekscentryczne, nie do pogodzenia w stosunku do malarstwa nie były do siebie odpowiednie.
W 1888 roku dwaj najwięksi malarze przybyli do Arles w nadziei na założenie tu nowej kolonii artystów, wolnej od zwyczajowych tradycji akademickich. Tutaj Gauguin tworzy kilka swoich płócien, w tym portret nowego przyjaciela.
Amatorska niestandardowa kombinacja gatunków i dokładne cytaty Gauguina, i tutaj nie mógł się oprzeć eksperymentom.
Pierwszą rzeczą, która przyciąga wzrok widza – Van Gogh jest przedstawiony w pracy, a patrząc na sztalugę, łatwo rozpoznać słynne „Słoneczniki” malarza.
Jeśli porównamy oryginalny obraz Van Gogha i jego implementację w portrecie Gauguina, możemy rozważyć oczywiste różnice. Malarz nie zabiegał o szczegóły, ale w swojej pracy chciał przekazać proces twórczości Van Gogha, jak to przedstawił. Jest mało prawdopodobne, aby Gauguin był prawdziwym świadkiem pisania martwej natury – obraz został napisany zanim Gauguin przeniósł się do Arles i miał ozdobić swój pokój.
Współcześni mówią, że sam Gauguin bardzo docenił całą serię słoneczników przyjaciela, który miał jak najszybciej stać się byłym.
Sam portret wyróżnia się rytmem linii i wyrazistością koloru. Cała kompozycja opiera się na harmonijnym połączeniu dużych plam koloru. Używając czystych kolorów, Gauguin raczej wiernie odtwarza cechy portretowanego Van Gogha.
Będąc już znanym artystą, Gauguin pozwolił traktować Van Gogha nieco w dół, co było bardzo podatnym na zranienie przyjacielem. Nieporozumienie i nieporozumienia doprowadziły do konfliktu, gdy Van Gogh zaatakował swojego starszego towarzysza nożem, czego później głęboko żałował. Gauguin opuścił Arles, stawiając gruby punkt na twórczy sojusz z Vincentem.
Dziś portret znajduje się w Muzeum Van Gogha w Amsterdamie.