Altman – radziecki artysta awangardowy, jeden z tych, którzy nie rozpoznali żadnych kanonów, użył dzikiej mieszanki gatunków, ze względu na cel – przekazywanie nastroju, doznania, wydarzenia – zaniedbał wszystko inne.
“Anna Achmatowa”, jego ręka, pomimo tego, że została rozpoznana przez najbardziej nieprzyjemne z jej portretów, w międzyczasie znalazła wyraźne uznanie zarówno u jej krewnych, jak i przyjaciół. Córka Achmatowej pisze, że chociaż bardziej lubi inny portret matki, gdzie wygląda bardziej czule i lirycznie, a nie ma śladu kubizmu, portret Altmana lepiej oddaje to, czym była w tamtych latach.
Portret ma wiele ostrych kątów, zakłóconą perspektywę. Achmatowa siedzi w fotelu, porzuciwszy nogę na nogę, wystaje ostre kolano, ciemnoniebieska sukienka spuszcza się do butów ze sztywnymi fałdami, dłonie są złożone na brzuchu, z łokci spada żółty szal. Tło jest niezwykle uogólnione, niektóre ostre krawędzie, paradoksalnie przypominają kolory, szara podłoga, drewniana ławka pod stopami.
W pozie, w sposobie pisania, pojawia się twarda, nieprzejednana kobieta z płonącym płomieniem w środku.
Wszystko to wystaje z ostrymi narożnikami – nie dlatego, że kubizm tak nakazuje, ale dlatego, że jest to jego istota. Wiecznie stłumiony, zawsze nieopublikowany, utraciwszy dwóch mężów, Achmatowa jest gotowa strzelać ostrymi rogami, odpychając każdy atak, trzaskając na każdego wroga.
Jeśli jednak w jej postawie wyczuwa się czujność, niemal wrogość, jej twarz całkowicie przełamuje to uczucie. Achmatowa spogląda na bok, a na jej ustach jest dziwnie delikatny uśmiech dla tak kanciastej, surowej twarzy. Wyglądało to tak, jakby starannie strzeżony płomień wyglądał od wewnątrz, jak gdyby słońce zaglądało przez chmury, jakby coś ceniło, chroniło, mogło pojawić się na chwilę i natychmiast zostało po mistrzowsku złapane i przeniesione na papier.