Znane zdjęcie Repina: „Samospalenie Gogola”. W końcu każdy widz dodaje coś własnego do dzieła malarstwa i nie można udowodnić, że widzi w tym obrazie coś, czego inni nie widzą. Wśród profesjonalnych malarzy ten obraz Repina czasami wywołuje komentarze, które są raczej sceptyczne, a czasem nawet oburzone.
Niektórzy uważają, że istnieje nielegalna inwazja „literatury” na malarstwo. Można usłyszeć jeszcze ostrzejsze oceny, które widzą w tej pracy zastąpienie duchowej tragedii Gogola przez jakąś czysto fizjologiczną kolizję. Nic nie widzę. Widzę coś zupełnie innego.
Widzę, że nikt, kto wyraził swoją opinię na temat tragedii Gogola, nawet tak głębokiego analityka, jak Merezhkovsky, nie był tak bystry i głęboki, jak ci, którzy mają bliskie umysły i zazwyczaj nie są w ogóle głębokie Repin. Kiedy, będąc wolnym od uprzedzeń zawodowych, patrzysz na ten obraz, czujesz się mimowolnie wciągnięty w duchową otchłań poprzez kolejne warstwy psychofizyczne.
Na początku widzisz pacjenta, na wpół szalonego, może nawet kompletnie szalonego, wyczerpanego w walce z jakimś, być może halucynacyjnym wzrokiem. Jednocześnie odczuwacie mieszankę kondolencji i nieświadomego, mimowolnego odpychania, które jest charakterystyczne dla „normalnych umysłowo” osób mających kontakt z chorymi psychicznie. Ale ta warstwa opada jak łuska; nagle rozpoznajesz twarz człowieka, zniekształconego przez agonię śmierci, który przyniósł i poświęcił komuś, kto był najcenniejszy, wszystko, co przeżył: najbardziej cenione myśli, ulubione kreacje, najskrytsze marzenia, cały sens życia.
W zanikających oczach, w wykrzywionych wargach – przerażenie i rozpacz prawdziwego samospalenia. Horror jest przekazywany widzowi, zmieszany z litością i wydaje się, że taki żar uczuć nie może wytrzymać serca. A potem trzecia warstwa staje się widoczna – nie wiem jednak, czy ostatnia jest.
Te same gasnące oczy, te same usta, albo ciasne, albo szalone, rozpaczliwe uśmiechy, zaczynają promieniować dziecinną, czystą, niewzruszoną wiarą i miłością, z jaką płaczące dziecko spada na kolana matki. „Dałem ci wszystko, – przyjmij mnie, umiłowany Panie! – mówią oczy umierających.
A cud artysty polega na tym, że już w samej modlitwie tych oczu pojawia się odpowiedź, oni już widzą Wielkiego Obrońcę, obejmując i akceptując tę rozpieszczoną duszę na łonie miłości. Ten, kto przejdzie przez wszystkie te warstwy niesamowitego stworzenia Repin, nie będzie wątpił w innego, najwyższego, wszystkich pocieszającego i usprawiedliwiającego: że bramy Sinclit są szeroko otwarte przed Gogolem, jak przed jego ukochaną jego synów.