Portret Emila Bernarda – Henri de Toulouse-Lautrec

Portret Emila Bernarda   Henri de Toulouse Lautrec

W warsztacie, gdzie zaczęły się zajęcia, Lautrec z całą mocą śpiewał dwuwiersze Bryana. Zwiększyły się różnice zdań między Cormonem a jego uczniami. Nastąpiły zamieszki. Niektórzy uczniowie, prowadzeni przez Emila Bernarda, wątłego młodego mężczyznę o rozczochranych włosach, który przybył z Lille i zapisał się do studia zaledwie rok temu, otwarcie krytykowali Cormona za „szkolną metodę studiowania rysunku”. Bernard wezwał wszystkich do buntu. „To, czego nas uczy, nie opiera się na niczym” – stwierdził kategorycznie – „Cormon?

Oszust, a nie artysta” – kontynuował Bernard – „Jak uczy? Siedzi na przemian obok każdego ucznia i poprawia go na rysunku, inny ma głowę, trzeci ma klatkę piersiową, bez żadnej logiki wyjaśniającej, że on, jak mówi, widzi ten model i dlatego też powinieneś zobaczyć to samo…

Kiedy Bernard pojawił się w warsztacie, Lautrec, Ankequin i Tampier natychmiast się z nim zaprzyjaźnili. Zabrali go do Luwru, aby pokazać obrazy Velázqueza, rysunki Michała Anioła i Łukasza Signorelli; zabrali go poza Laffitte, do galerii Durand-Ruel i przedstawili mu prace impresjonistów. Bernard, człowiek impulsywny i żywy, natychmiast dołączył do innowatorów.

Wraz ze swoimi przyjaciółmi przyjrzał się pracom pewnego Cezanne'a, który biedny kupiec farb tata Tanguy trzymał w swojej szafie na Rue de Closelle w dolnej części Montmartre i natychmiast oświadczył, że Cezanne jest największym współczesnym artystą. Chociaż Bernard został wprowadzony w świat artystów przez gadatliwego Tampiera i jego przyjaciół, bardzo szybko zyskał władzę wśród nich. Dobrze czytający, towarzyski, posiadający żywy i dociekliwy umysł, z łatwością rozumiał różne teorie, rozwijał je,

Jego wyroki były kategoryczne i poparł je tysiącami argumentów. Chwała, geniusz – to są jego ulubione słowa. Sztuka była dla niego sanktuarium i uważał swoje powołanie, któremu sam oddał się wbrew woli rodziców, jako poświęcenie się kościołowi. Bernard przedostał się z Anier, gdzie mieszkał, do Paryża, pieszo, a mimo to zawsze przychodził na warsztat.

Był religijny, a nawet podatny na mistycyzm, nienawidził atmosfery warsztatu Kormonów; niegrzeczne i wulgarne rozmowy, które tam miały miejsce, przecięły mu ucho. „To tak, jakby cię obrażali” – powiedział.

Pewnego wieczoru Ankequé namówiła Bernarda, by udał się do Mirlitonu, i odszedł tam „przerażony” z obrzydzeniem do „niezdrowej psychozy”, która tam panowała. Lautrec tak naprawdę nie słuchał tego, co powiedział Bernard. O wiele bardziej interesuje go twarz przyjaciela. Poprosił Bernarda o pozowanie dla niego. W ciągu dwudziestu sesji namalował wspaniały portret Bernarda, subtelnie przekazując psychologię artysty, jego poważny i nieprzejednany charakter, zdecydowane spojrzenie jego małych, lekko skośnych oczu.

Ten portret nie był łatwy dla Lotreka. Nie mógł „z powodzeniem dopasować koloru tła do twarzy”.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)