„Widok na morze w pobliżu Petersburga” – jeden z nie do końca typowych obrazów Aiwazowskiego. Morze na nim nie jest, jak zwykle, głównym bohaterem. Wręcz przeciwnie, leży – leniwy i jasny, pod kocem z nieba, i nie jest łatwo narysować linię między jednym a drugim.
Rozbryzguje się falą na niespokojnym brzegu, falami świetlnymi biegną wzdłuż niego, a gdzieś daleko, tuż przy horyzoncie, widać szczyptę żagli – statek spieszy się do innych krajów. Na pierwszym zdjęciu łodzi.
Stara, spoczywająca na brzegu, sprawia wrażenie smutnej i martwej. Ona stoi, zanurzona w piasku, jak woda, nie ma żagla, podpora powstrzymuje ją przed upadkiem na bok. Jest lekko przechylony na bok i jasne jest, że nie ma już na nim iść na morze. Nie będzie już wiatru do złapania, nie będzie fal pod kilem i bijących ryb w sieci. Łódź jest albo za stara na żeglugę, albo rozbił się na tym brzegu – w każdym razie nie jest już łodzią. Raczej kawałek drewna, który powoli kruszy się na piasku.
Mężczyzna siedzi na dziobie łodzi – nosi, ubrany w proste i dobrej jakości ubrania. Kapelusz jest opuszczony na oczy, głowa jest opuszczona, plecy są zgięte. Wygląda jak łódź – ten sam chwiejny i smutny.
Być może jego historia jest podobna. być może jest rybakiem, którego łódź została zniszczona, a teraz nie ma nic do złowienia ryb. Może byłego marynarza, za starego, żeby przynajmniej raz jeszcze wyruszyć w morze. W jego postawie – głucha tęsknota i beznadziejność. Koniec z wiatrem przecinającym twarz, bez gwałtownego słońca i szalejących burz. Jest jak łódź – pęka i powoli umiera.
Oba są z braku morza w ich życiu, co samo w sobie ma sens.